Duch Ndzengi - Soja by night
Wspomnienia z Afryki
26 lutego 2018

W afrykańskiej codzienności świat materii i świat ducha nieustannie przenikają się. Nie ma między nimi muru. Jest niezliczona ilość punktów stycznych.
Biały człowiek, szczególnie od czasów Oświecenia, skutecznie oddzielił materię od ducha oraz racjonalne od nieracjonalnego. Na wszystko mamy bardzo logiczne zazwyczaj wytłumaczenie. Co innego w Afryce. Tutaj światy duchów i świat materialny wzajemnie się przenikają, a ludność Afryki jest tego świadoma przez 24 godziny na dobę. Tutaj nic nie dzieję się bez przyczyny, za wszystkim stoi coś lub ktoś. Oto historia jednego z duchów.
W wigilię niedzieli św. Rodziny, czyli w oktawie Świąt Bożego Narodzenia postanowiłem udać się do naszej najdalszej wioski Liboko. To tylko 60 km od Belemboke, ale droga jest bardzo piaszczysta i wąska, bo las już dawno sprawił, że z drogi zrobiła się ścieżka. To sprawia, że podróż zajmuje około 3,5 godziny. Aby uniknąć porannego zimna i rosy poprosiłem Pigmejów z wioski Soja (czyt. Sodża) o nocleg. Uzgodnilismy, że zatrzymam się u nich, a jedna starsza kobieta obiecała, że zbuduje mi mały pigmejski domek. Zgodziłem się. Gdy przyjechałem do wioski około godziny 17 (już chyliło się ku zachodowi), ku mojemu zaskoczeniu spotykam ludzi zgromadzonych w kaplicy śpiewających chrześcijańskie pieśni. Tego nie było w umowie!? Pomyśłałem, że chodzi tylko o próbę chóru, a tu katecheta prosi mnie o czytania do Mszy Świętej!? Nie mając wielkiego wyboru, z radością, choć w pośpiechu, odprawiam Mszę Świętą we wiosce, która raczej nie słynęła z religijnego zapału. Wioska Soja to skupisko pigmejów Bayaka, którzy dwa lata temu uciekli z sąsiednich wiosek, w których byli wykorzystywani przez ludność wioskową. W Soja są sami Pigmeje, dlatego dopiero w tej wiosce po 4 latach pobytu w RŚA poczułem, co to zanczy być z Bayakami, którzy są u siebie, którzy marzą o wyzwoleniu, którzy są tak prości.
Po odprawionej Mszy Siwętej, kobiety szybko udają się zakręcić bulę, czyli przygotować maniok. Ja wcześniej podarowałem im także kawę i cukier do przygotowania, bo w porze suchej noce są tutaj bardzo zimne. Zapadł już zmrok, siadam z mężczyznami, dzielę się z nimi kilkoma papierosami, które kupiłem po drodze specjalnie na tę okazję. Rozmawiamy o ich problemach. Kobiety przynoszą posiłek, ku mojemu zaskoczeniu w garnku znajduje się sporo mięsa - upolowany wcześniej jeżozwierz, którego pałaszujemy ze smakiem. Po prostym, ale smacznym posiłku katecheta pyta czy może byśmy się nie pomodlili. Ja nalegam, żeby rozpalić większy ogień, wokół którego młodzież będzie mogła potańczyć. Nie wiedziałem jeszcze, że wywołuję „ducha z lasu”. Rozpoczynamy bardzo chrześcijańsko, śpiewy stałych części Mszy Świętej w Sango, śpiewy w języku Bayaka i kilka pieśni świątecznych, bo przecież jesteśmy dwa dni po Bożym Narodzeniu. Ale około godziny 21 obudził się w Pigmejach duch przodków. Katechista pyta się czy mam coś przeciwko duchowi Ndzengi, bo jeśli mogą to go sprowadzą, żeby z nami potańczył. Zgadzam się bez zastanowienia, bo widzę, że młodzi opadają z sił i robi im się zimno. No i się zaczyna.
Po kilku momentach wszyscy wstają i szaleją, krzyczą, śpiewają, wokół masa kurzu - przywołują ducha Ndzengi, który powoli wyłania się zza traw. Ndzengi ubrany jest w długą sawannową trawę. Najstarsi Pigmeje nie chcą dużo opowiadać o prawdziwym Ndzengi z lasu, bo jest on trochę jak Yeti, czyli nikt go nie widział, ale wszyscy o nim mówią. Ndzengi to duch rodzaju męskiego, który napada szczególnie na chłopców i mężczyzn, no, ale właśnie, tak naprawdę, to nikt go nigdy nie widział. Natomiast Ndzengi wioskowy ma strój, nikt nie może zobaczyć jego rąk ani nóg, a tym bardiej oczu. Ndzengi natomiast tańczy, dużo tańczy i niestrudzenie tańczy. Odpowiednikiem złego leśnego Nzengi jest ten Ndzengi wioskowy, sawannowy, który jest dobry, można go dotknąć, a czasem nawet trzeba go pogłaskać, bo jest raczej humorzasty. Czasami się złości i przestaje tańczyć, ale Pigmeje twierdzą, że tak naprawd,ę to po prostu odpoczywa, bo i on się męczy nieustannym kręceniem się wokół własnej osi. Obroty Ndzengi są piękne, zakończone zazwyczaj podskokiem lub przysiadem. Kurz, bębny, niesamowita intensywność śpiewu oraz rozmaitość dzwięków wydawanych przez Pigmejów sprawia, że człowiek przenosi się w inny świat, świat Soja, świat Pigmejów, świat duchów lasu, który tak kochają.
Młode dziewczyny, piszczą melodycznie, aby skupić na sobie uwagę Ndzengi, gdy ten rusza w ich stronę, te uciekają, aby ich nie złapał. A jak może je złapać, przecież nie widać jego rąk? Ano może, a to za pośrednictwem pomocników, którym może przekazać informacje, że ta i ta osoba musi się wykupić. Pomocnicy, czyli młodzi chłopcy są GPS‘ami Ndzengi, bo taniec odbywa się nocą i wokół ogniska. Wskazują oni drogę Ndzengi okrzykami i szturchaniami, aby ten nie spłonął w ogniu lub nie uderzył się np. w drzewo. Od czasu do czasu Ndzengi ukrywa się w trawach, aby po kilku minutach oddechu powrócić wirując na nowo. Co sprawia, że Ndzengi wiruje nieustannie, jak w przypadku Soja, od 21 do 3 nad ranem? Starsi Pigmeje twierdzą, że w lesie, Ndzengi spożywa wcześniej przygotowane yoro, czyli leśne zioła, które wprowadzają go w trans. We wisoce jednak już się tego zazwyczaj nie praktykuje, i odbywa się to raczej na trzeźwo. I to mnie też urzekło w Soja. Wszyscy byli trzeźwi, nie było wioskowych sprzedających alkohol, papierosy czy narkotyki. Nie było wioskowych chłopaków, którzy szarpaliby młode Piegmejki i szukali zaczepki z młodymi Pigmejami. Zawsze chodzi im tylko o zespsucie dobrej zabawy Pigmejów. Tym własnie różni się Soja od innych wiosek, gdzie jest alkohol i gdzie są wioskowi. Z tego powodu też w wielu wioskach, gdzie obecni są wioskowi, tańce Ndzengi często kończą się bitwą między wioskowymi a Pigmejami.
Starsze kobiety, z najmniejszymi dziećmi, siedzą na ziemi wokół małych gnisk. Od czasu do czasu kolejne grupy wołają mnie do siebie, bo wszystkie chcą mieć koło siebie księdza. Dużo żartów, śmiechu i kawy. Staram się spędzać trochę czasu w każdej małej grupce kobiet, aby nie wzbudzać zazdrości. Josephine, która miała mi przygotować pigmejski domek, oddała mi swój pokój. Wymieciony, wysprzątany i jest butangi, czyli bambusowe łóżko! Pokój, jak na warunki pigmejskie, to klasa biznes. Drzwi z kory drzewa, dach pokryty ngoungou, z których Pigmeje budują swoje tradycyjne chatki. Brakuje tylko ognia, ale mam śpiwór więc nie zmarznę. Ale kto by pomyślał, że w pokoiku 1,5 na 1,5 metra spędzę tylko 2 godziny. Idziemy spać o 3 nad ranem, a o 5 rano mali Pigmeje już szykują ogień przed domem, żeby się ogrzać. Ja po porannej kawie i i podzieleniu się z dziećmi herbatnikami, ruszam na Mszę Świętą do Liboko. Ku mojemu kolejnemu zaskoczeniu ludzie z Soja pytają się, czy nie zjadłbym z nimi jeszcze jednego posiłku w drodze powrotnej. Odmawiam, bo wiem, że będzie posiłek we wspólnocie, do której się udaję. Nie chcę też ich obciążać finansowo, bo wiem, że na tę okazję może ich pokusić, żeby zaciągnąć dług u wioskowych. Zaczynam się zastanawiać, skąd u tych biedaków tyle dobra i gościnności? Żegnam się z nimi i ruszam w drogę.
Po 25 kilometrach w jednej z wiosek zatrzymują mnie młode dziewczyny, których nigdy wcześcniej nie spotkałem. Cieszą się na mój przyjazd, skaćzą, tańczą, śpiewją i niemalże ściągają z motoru. Zaczynam się czuć jak jakiś celebryta, ha ha ha!!! Skąd znają moje imię? Co o mnie słyszały? Dziewczyny napełniają mi ręce świeżo usmażonymi termitami. Mała przekąska i dalej w drogę. W Liboko zastaję tylko kilka osób, po Mszy Świętej super miękki kurczak z gozem i kolejne kilka godzin na motorze w gęstym lesie. Po drodze zatrzymuję się znowu w Soja, gdzie ludzie wciąż nalegają, aby z nimi zostać. Zmęczony i nie wyspany, ruszam do Belemboke z uczuciem wielkiej wdzięczności, radości i pokoju, który zasiali w moim sercu Pigmeje Bayaka z Soja oraz oczywiście duch Ndzengi. W Soja odkryłem ducha gościnności, magię sawanny i nocy, podczas, której przeniosłem się w inny świat, świat duchów, świat śpiewu, tańca, ale przede wszystkim świat wspólnoty ludzi prostych, żyjących w nędzy, ale potrafiących podzielić się tym co mają - głównie radością, nadzieją i gościnnością. Tu w Soja Jezus narodził się w szczególny sposób, a Ndzengi, który stworzył między nami tak wspaniałą atmosferę zabawy, oddał w jakiś sposób pokłon Nowonarodzonemu Barankowi Pokoju.